To zdanie powtarzał mu ojciec w czasach, gdy nastoletni Jack bladym świtem wysuwał stopę z łóżka, które dzielił z bratem, prosto na lodowate linoleum w domu bez centralnego ogrzewania. Narodziny kolejnego dziecka świętowano u Hogganów niezbyt hucznie – dolewając kubek wody do garnka z zupą. Nie rozwodniło to ani talentu, ani uporu młodego Jacka.